Jeju, co to jest za książka!
Wciąga już esej tłumacza na samym początku, który wyjaśnia zawiłości tajskiego języka i opisuje, jak trudno jest oddać piękno tego języka po angielsku – ale naszym zdaniem wyszło mu to znakomicie. To powieść pełna opisów, często wręcz barokowo-poetyckich. Trochę tu buddyjskiej karmicznej drogi, trochę narracji rodem z opery mydlanej.
Narrację trzymają też bujnie rosnące i kwitnące rośliny – z pięknie brzmiącymi nazwami, które wytłumaczone są na końcu książki w specjalnym spisie. Czasami aż ma się ochotę zasłonić nos, żeby nie czuć intensywnego zapachu kwiatów: “The bitter aroma of ylang-ylang, melded with that of the mok flowers, Mon rose, and the faint misty scent of the pheep tree”.